Polski matematyk
i badacz metapsychiki Łucjan Emil Böttcher (1872-1937), wyróżniał w swoich
pracach trzy rodzaje zjawisk telepatycznych ze względu na osobę wysyłającą
przekaz mentalny: 1) telepatia między osobami żyjącymi; 2) wpływ myśli osób
umierających i 3) wpływ myśli osób zmarłych. Zwykło się uważać, że pierwsza grupa
zjawisk jest przedmiotem eksperymentów parapsychologów, ostatnią zaś zajmują
się przede wszystkim spirytyści. Obecnie przyjrzymy się zagadkowemu,
pogranicznemu zjawisku, kiedy ludzie doświadczają wizji lub innego wpływu
psychicznego ze strony osób umierających. Przypadki te, wielokrotnie opisywane
w literaturze przedmiotu, często przydarzają się podczas snu czy
pół-snu, ale naukowcy zarejestrowali też mnóstwo przypadków wizji ludzi
umierających, które miały miejsce na jawie.
Francuski astronom, badacz zjawisk
parapsychicznych i spirytysta, Camille Flammarion (1842-1925), zanotował takie
oto relacje, spisane przez godnych zaufania świadków:
Młody utalentowany muzyk, p. Andre Bloch, odznaczony
nagrodą rzymską, członek Societe Astronomique de France, przesłał mi opis
następującego (…) wypadku, który wydarzył się w 1896 r.:
Kochany mój Mistrzu!
Było to w czerwcu 1896 r. Moja matka przybyła do
Rzymu, aby mnie odwiedzić i mieszkała w pobliżu Academie de France, w pensji
via Gregoriana, gdzie Pan też już raz zamieszkał.
Miałem
w tym czasie wiele pracy, gdyż chciałem jeszcze przed moim powrotem do Francji
ukończyć pewne dzieło. Moja matka zwiedzała więc miasto sama: spotykaliśmy się
dopiero w południe w Villa Medici, gdzie spożywaliśmy razem śniadanie.
Pewnego
dnia przyszła jednak do mnie już o godzinie 8 rano, całkiem zmieszana i
wzburzona. Na moje pytanie odpowiedziała mi, że gdy się ubierała, stanął przed
nią nagle jej siostrzeniec, Rene Kraemer i zawołał z uśmiechem: „No tak,
umarłem przecież!”
Przerażona
tym zjawiskiem przybiegła do mnie. Uspokoiłem ją jak mogłem i zwróciłem rozmowę
na inny temat.
Po
14 dniach powróciliśmy do Paryża. Tu dowiedzieliśmy się o śmierci mego kuzyna
Rene, który umarł 12 czerwca 1896 r. w mieszkaniu jego rodziców, przy rue de
Moscou. Miał 14 lat.
Mogłem
dokładnie obliczyć dzień i godzinę zjawiska. Mój mały kuzynek, który zachorował
na zapalenie opony brzusznej, żądał owego dnia kilka razy widzenia ciotki
Berty, mojej matki, i umarł o godzinie 12 w południe.
Zauważyć
jeszcze należy, że żaden z licznych listów, które otrzymaliśmy z Paryża nie
zawierał wzmianki o chorobie chłopca. Wiedziano, że moja matka bardzo go
kochała i natychmiast wróciłaby do Paryża. Nie telegrafowano nam nawet o jego
śmierci.
O
godzinie 6 rano rozpoczęła się agonia; w Rzymie była wtedy godzina 7 i wtedy
własnie moja matka miała owo widzenie.
Andre
Bloch
11, Place Malesherbes, Paryż
**
Dnia 10
listopada otrzymałem następujący list z Christianii:
Kochany Mistrzu!
Pańskie dzieło, Urania, skłania mnie do opowiedzenia
panu o przypadku, o którym słyszałem bezpośrednio od pewnego duńskiego lekarza,
p. Voglera, zamieszkałego w Gudum koło Aalborg (Jutlandia). Pan Vogler jest
zupełnie zdrów na duszy i ciele, otwarta, pozytywna natura, bez śladu
neurastenicznego lub marzycielskiego usposobienia.
Jako
młody student medycyny jeździł on z hrabią v. Schimmelmannem po Niemczech. Obaj
byli prawie w jednakowym wieku. W pewnym mieście postanowili zostać i wynajęli
dom. Hrabia mieszkał na parterze, natomiast Vogler na pierwszym piętrze.
Podczas pobytu wchodzili tylko główną bramą i używali schodów.
Pewnego
wieczora p. Vogler udał się do łóżka i czytał. Nagle usłyszał, że główne drzwi
otwierają się i zamykają, był więc przekonany, że jego przyjaciel chce go
jeszcze odwiedzić. Zamiast tego usłyszał jednak, że ktoś zmęczonym krokiem,
włócząc za sobą nogi, wszedł schodami i stanął przed jego drzwiami. Następnie
drzwi otworzyły się, lecz nikt nie wszedł, tylko jakieś kroki podążyły ku jego
łóżku. Pomimo świecy, która paliła się, nie mógł nikogo ujrzeć. Gdy kroki
zbliżyły się całkiem blisko do jego łóżka, dało się słyszeć głębokie
westchnienie; podobnie wzdychała jego babka, którą zupełnie zdrową zostawił w
Danii. Vogler przypomniał sobie natychmiast podobieństwo owego ciężkiego,
włóczącego chodu z chodem babki.
Zapamiętał
sobie dokładnie godzinę owego zjawiska, gdyż miał uczucie, że staruszka umarła
w tej chwili. Kilka dni później dowiedział się z listu o nagłej śmierci babki,
która ze wszystkich wnuków jego kochała najbardziej. Umarła ona dokładnie
wtedy, kiedy wnuk miał owo widzenie. W ten sposób pożegnała się ze swoim
ukochanym wnukiem, który nie wiedział nawet o jej chorobie.
Edward Hambro
Prawnik, sekretarz robót publicznych miasta
Christianii.
Zobacz też: