Przypadek
niniejszy opisano w “Proceedings” Amerykańskiego Towarzystwa Badań Psychicznych, a powagę świadków poświadczyli dr. Hodgson i prof. Royce.
Zjawisko przebiegło następująco:
11 stycznia 1888
r.
Panie!
Odpowiadając na Pańską niedawno opublikowaną prośbę o podanie rzeczywistych
przypadków fenomenów psychicznych, pragnę przedstawić Panu to oto nadzwyczajne zjawisko,
aby poddać je pod rozwagę Waszego znamienitego Towarzystwa. Dołączam doń
zapewnienie, że wydarzenie to odcisnęło na mym umyśle piętno większe niż
wszystkie inne zdarzenia z mego życia razem wzięte… Nigdy nie byłem lepszego
zdrowia, nigdy nie posiadałem bardziej jasnego umysłu niż wtedy, gdy
doświadczyłem tego incydentu.
W 1867 r. moja jedyna siostra, młoda
panna osiemnastoletnia, zmarła nieoczekiwanie na cholerę w St. Louis. Byłem do
niej bardzo przywiązany i jej odejście mocno mnie dotknęło. W jakiś rok po
śmierci siostry zostałem komiwojażerem.
Działo się to w
roku 1876, gdy znajdowałem się w podróży na Zachodzie. Przebywałem służbowo w
mieście St. Joseph i udałem się do swego pokoju w Pacific House, gdy przysłano [mi]
zamówienia, które były niezwykle duże. Z tego powodu byłem radośnie usposobiony,
a moje myśli krążyły wokół [tych] zamówień. Nie myślałem o mojej zmarłej
siostrze ani w żaden sposób nie rozmyślałem o przeszłości. Działo się to w
południe, słońce radośnie oświetlało mój pokój. Byłem zajęty, paliłem cygaro i
spisywałem zamówienia, gdy nagle uświadomiłem sobie, że ktoś zasiadł po lewej
stronie i położył rękę na stole. Błyskawicznie odwróciłem się i wyraźnie
ujrzałem postać mej zmarłej siostry. Przez krótką sekundę lub dwie wprost oglądałem
jej twarz i miałem pewność, że to była ona. Podskoczyłem naprzód w zachwycie
wzywając jej imię i gdy to uczyniłem, zjawa natychmiast znikła. Oczywiście
byłem przestraszony i oniemiały, niemal wątpiąc w me zmyły, lecz cygaro w moich
ustach i pióro w dłoni wraz z atramentem, który ciągle pozostawał wilgotny na
papierze, przekonały mnie dość, że nie śniłem i byłem ciągle przytomny. Byłem
tak blisko, że mogłem ją dotknąć i dostrzegłem wyraz jej twarzy, szczegóły
sukienki itd. Wyglądała jak żywa. Oczy miała życzliwe i w pełni naturalne, skóra
była zupełnie jak żywa i mogłem oglądać jej jasną cerę. Nie było żadnej zmiany
w jej wyglądzie w stosunku do tego, jak wyglądała za życia.
Potem nadeszło najbardziej znaczące
potwierdzenie moich słów, które nie pozostawiło wątpliwości odnośnie tego, co
faktycznie przeżyłem. Owa wizyta, czy jak zechce Pan to nazwać, wywarła na mnie
tak duże wrażenie, że wsiadłem do następnego pociągu i udałem się do domu. W
obecności rodziców i innych osób opisałem to, czego doświadczyłem. Mój ojciec,
człowiek o zdrowym rozsądku i bardzo praktyczny skłonny był mnie wyśmiać, gdy
dostrzegł z jakim przekonaniem mu o tym opowiadam; lecz również i on był
zadziwiony, kiedy powiedziałem mu o jasnej czerwonej linii czy zadrapaniu po
prawej stronie twarzy mojej siostry, co wyraźnie dostrzegłem. Kiedy wspomniałem
o tym matce, ta stanęła na drżących nogach, prawie omdlała. Gdy tylko
wystarczająco odzyskała panowanie nad sobą, łzy spłynęły po jej twarzy i
zawołała, że faktycznie ujrzałem mą siostrę. Powiedziała, że żaden żyjący
śmiertelnik oprócz niej nie wiedział o zadrapaniu i że to ona je uczyniła, robiąc
drobne sprawunki przy zmarłej siostrze […] Ostrożnie ukryła wszystkie ślady
drobnego zadrapania za pomocą pudru itp. i nigdy potem nie wspomniała o tym
żadnemu człowiekowi... A teraz ujrzałem to zadrapanie tak jasno, jakby dopiero
powstało…
Potwierdzenie
zeznania otrzymano od ojca i brata narratora; jego matka zmarła w międzyczasie.
Źródło:
Hereward Carrington, True Ghost Stories,
New York 1915
Zobacz też:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz