Witajcie. Dziś podzielę się z wami relacją zawierającą opis typowych seansów organizowanych
przez belgijskich spirytystów na początku XX wieku. Tekst pochodzi z listu
czytelniczki do redakcji czasopisma „Dziwy Życia”, które ukazywało się w Warszawie w
latach 1902-1907 i było w całości poświęcone spirytyzmowi oraz badaniom zjawisk
parapsychicznych. Powinien zainteresować każdego, kto interesuje się historią mediumizmu
i chciałby dowiedzieć się jak wyglądała organizacja seansu spirytystycznego.
Przytoczona
relacja jest interesująca także z kilku innych względów: po pierwsze poświadcza,
że spirytyzm wyrósł już wtedy z masowej, ale płytkiej fascynacji zjawiskami
fizycznymi (materializacje, lewitacje, stukania, wirowanie stołów) i stał się filozofią,
która z jednej strony przynosiła ludziom usystematyzowaną wiedzę o świecie
duchowym, a z drugiej wspierała ich rozwój moralny. Opis czytelniczki „Dziwów
życia” zwraca też uwagę, że spotkania mediumiczne były zawczasu planowane, a poszczególne etapy seansu przebiegały zgodnie z podjętymi
wcześniej przygotowaniami. Dzięki temu media oraz prowadzący takie spotkanie mogli nie
tylko efektywnie odbierać informacje z zaświatów, ale także sprawnie pomagać
cierpiącym duchom, które często manifestowały się poprzez pismo automatyczne
bądź psychofonię (mowę).
Winieta dwutygodnika "Dziwy Życia" ukazującego się przed I wojną światową w Warszawie (kliknij, aby powiększyć) |
„Szanowny
Redaktorze! Czyniąc zadość jego życzeniu pragnęłabym udzielić jak najwięcej
szczegółów z seansów w Brukseli, które tak bardzo mnie zainteresowały […]. Na
mnie seanse te sprawiły wrażenie czegoś o wiele doskonalszego aniżeli to, co
się odbywa u nas. Tam minął chyba już okres tej ciekawości, jaka właściwa jest
uczestnikom naszych seansów z objawami fizycznymi. Belgijscy spirytyści
traktują całą rzecz jako doktrynę, mającą posłużyć im w moralnym udoskonaleniu
się; przekonani są zresztą tak mocno o istnieniu życia pozagrobowego i o
widzialnym i dotykalnym stosunku z bezcielesnymi mieszkańcami tamtego świata,
że seanse z objawami fizycznymi, takimi jak: poruszanie się przedmiotów,
pukania, lewitacja, a nawet materializacja, nie obchodzą ich wcale; zostawiają
to, jak powiadają, nowicjuszom, sami zaś oddają się przeważnie studiom w tym
kierunku, mającym na celu pożytek moralny swój, a także zeszłych z tego świata,
a potrzebujących naszej pomocy.
Każdy więc
taki ich seans ma określony z góry cel i charakter. Na każdym podobnym seansie
musi być obecny przewodniczący, tzw. moralizator – na usługi duchów
potrzebujących rady, ratunku.
Raz w tygodniu
w oznaczony dzień i godzinę w Sali Stowarzyszenia, zbiera się posiedzenie składające
się z wiernych sprawie i z mediów, których bywa kilka, a czasem i więcej, a nie
tylko jedno, jak na seansach u nas.
Seans
rozpoczyna się od wspólnego modlitwy, która jednak nie ma mieć znaczenia
żadnego z kultów religijnych; następnie odbywa się czytanie, po czym trwa
chwila skupienia i ewokacja (wywoływanie) duchów.
Na środku
pokoju [znajduje się] duży stół, wokoło którego siedzą media różnego wieku i
płci, mając przed sobą ołówki i duży zapas papieru do pisania. Naraz, niektóre
z nich zadrżawszy nagle, wpadają w trans i zaczynają mówić nie swoim głosem,
lecz duchów wcielonych w nie; inne zdradzają ruchem palców chęć do pisania, więc
wkłada im się w ręce ołówki i podsuwa papier; piszą na nim automatycznie w
niezwykle gwałtowny i szybki sposób. Siedzący pośrodku stołu moralizator
[przewodniczący spotkania] prowadzi ze wszystkimi duchami wcielonymi w media rozmowę
po kolei, wypytując je o stan, powód i potrzebę zjawienia się ich na seansie,
co nazywa się konsultacją duchową.
Następują
zatem, wygłaszane przez usta mediów skargi owych duchów, opowiadania o swych
troskach i cierpieniach. Oryginalne jest to, że duchy te nie wiedzą na przykład
o tym, że już przestały żyć; wciąż sprzeczają się i stale utrzymują, że jeśli byłyby
zmarłymi nie zjawiałyby się tu wcale i nie rozmawiały z obecnymi. Wtedy to
moralizator perswaduje im, że twierdzenie ich nie ma żadnej podstawy i stara
się przekonać je przedstawiając dowody materialne, i jako że nie posiadają
ciała, krwi i kości, a są tylko postaciami fluidycznymi, na dowód tego podaje
im fakt, że wchodzą i wychodzą z pokoju wcale nie otwierając drzwi, jak to
czyni człowiek żyjący; proponuje im też uderzenie się ręką w drugą rękę lub
piersi, czego nie są zdolne uczynić. Wówczas moralizator konkluduje: a [więc]
widzisz, że brak ci ciała” itp.
Inne duchy pełne
niepokoju pytają: „gdzie jestem, co się ze mną dzieje, dlaczego tak cierpię?”
Na to moralizator radzi takiemu duchowi, aby zajrzał do swej przeszłości, w
której z pewnością znajdzie się zawsze powód cierpień, dla uniknięcia których
daje się duchowi stosowną radę, a tą jest otoczenie szczególną opieką tego,
kogo się za życia srodze skrzywdziło. Skoro duch radę tę przyjmie dobrym sercem,
zaraz doznaje wielkiej ulgi w swych cierpieniach i wnet rozpoczyna dzieło swej
rehabilitacji, a po niejakim czasie nie tylko sam przychodzi dziękować za
zbawienne rady, lecz przyprowadza ze sobą i inne duchy. Między duchami trafiają
się jednak, jak i u ludzi żyjących, istoty uparte i krnąbrne, niechcące się
ukorzyć przed światłem prawdy, zuchwałe względem swego medium, potrząsające nim
i ciskające je pod stół. Moralizator, wyczerpawszy wszystkie środki mogące na
nie podziałać, każe im wyjść z medium w imię Boga Wszechmogącego, co czynią
niezwłocznie i medium wnet powraca do stanu normalnego, a często zaraz opanowywane
bywa przez innego ducha o całkiem przeciwnym temperamencie.
Im wrażliwsze
są media, tym dokładniej przejmują głos i gesty wcielonych w nie duchów. Często
małe dziewczątko przybiera butną postawę i wygłasza nieskromnymi słowami zdania
jakiegoś zuchwałego człowieka.
Mediów przy
stole, jak to wyżej zaznaczono, siada kilkanaście, a czasami przy każdym medium
lokuje się po jednym moralizatorze, co sprawia oryginalny widok. Często się
zdarza, że duchy wcielone w media kłócą się z moralizatorami, a nawet biją się
z nim, zanim nie zostaną poskromione przez tych pierwszych.
Bywają tu
również seanse specjalnie poświęcone chorym, ale to potrzebowałoby dłuższego
opisu. Słynne w tym kierunku medium w Belgii to niejaki Antoine le guerrisseur
w mieście Jemeppe sur Meuse, który dziennie jakoby przyjmuje kilkuset
pacjentów.
Spirytyzm w
tej formie jest bardzo rozpowszechniony zwłaszcza w sferach robotniczych. W niemal
każdym domu robotników codziennie urządza się podobne seanse. Są tam media o
różnym uzdolnieniu: widzące, słyszące na odległość itp. Byłam w kilku takich
domach, wszędzie przyjmowano mnie najuprzejmiej; byli to ludzie małego
wykształcenia umysłowego, lecz wielkiej wartości moralnej.
U Księżnej
Karadii, słynnej propagatorki spirytyzmu, nie byłam, ale dużo o niej słyszałam
jako o opiekującej się sprawą i w posiadłości swej Chateau Bovigny z całą
uprzejmością goszczącej przybywających do niej spirytystów z całego świata”.
M.Z.
Źródło: „Dziwy
życia” 1906, pod red. W. Chłopickiego, nr 92
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz