Szczęście.
Zastanawiają się nad nim wszyscy, ale niewielu rozumie, czym ono
naprawdę jest. Gdyby zapytać kogoś na ulicy o szczęście,
określiłby je zapewne jako pomyślny los, pozytywne zdarzenia w
życiu (obiektywnie),
albo pozytywne przeżycie (subiektywnie).
Potocznie uważa się, że szczęście przychodzi do nas samo i nie
wymaga wysiłku, ale rzeczywistość przedstawia się inaczej.
Zmieńmy więc perspektywę i zdefiniujmy (za Wł. Tatarkiewiczem)
szczęście jako uzasadnione,
trwałe, pełne zadowolenie z całości życia.
Taki byłby ideał, ale jak wiemy nie ma w naszym świecie nikogo,
kto nie doznałby jakichś niepowodzeń; dlatego faktycznie możemy
zadowolić się już nie całością, a pozytywnym bilansem życia.
Czym
dokładnie
jest
to zadowolenie? Myliłby się ktoś, kto stawiałby znak równości
między przyjemnością,
a zadowoleniem.
To pierwsze jest afektywną reakcją umysłu na obiekt, który go w
danej chwili zajmuje, natomiast zadowolenie
jest czymś więcej i obok aspektu uczuciowego posiada też wymiar
intelektualny: jest tu obecne zarówno „gorące upojenie”, jak i
„chłodne uznanie”. Zadowolony jest nie tylko człowiek radosny,
odczuwający przyjemność, ale też taki, który ocenia
pozytywnie przyczyny swego zadowolenia – nie
ma bowiem szczęścia bez przekonania,
że życie
posiada
wartość i że mimo niepowodzeń i problemów więcej znajdujemy w
nim dobrego i godnego niż złego i błahego. Dodajmy, że winno to
być zadowolenie uzasadnione, to znaczy takie, w którym życie
obiektywnie uznaje się za warte, by uważać
je za szczęśliwe (nie jest więc szczęśliwym człowiek chory,
który cieszy się swoją
obecnością
w urojonym świecie).
Ludzie
nieumiejący odnaleźć szczęścia prawdziwego, chcieliby
przynajmniej zdobyć jego namiastkę, i odnajdują ją w alkoholu,
narkotykach lub innych powierzchownych przyjemnościach. Tymczasem
przeżywanie intensywnej przyjemności nierzadko przeszkadza w
doświadczaniu
zadowolenia, którego natura jest bardziej wewnętrzna, refleksyjna i
sięgająca do głębi duszy. Dlatego amerykański psycholog William
McDougall (1871-1938)
twierdził, że z jednej strony człowiek może być nieszczęśliwy
doznając przyjemności, a z drugiej może być szczęśliwy, mimo że
cierpi. Widzimy to na przykład u sławnych i bogatych, którzy
teoretycznie mają wszystko i na pierwszy rzut oka mogliby zostać
uznani za szczęśliwych, ale stan taki zwykle nie
trwa długo
i oni również stają się nieszczęśliwi: znudzeni, niestabilni
uczuciowo, zagubieni, doświadczeni nałogami, nerwicami, rozbitymi
rodzinami itd. Wybitny polski filozof Władysław Tatarkiewicz
(1886-1980)
trafnie ujął istotę relacji między szczęściem i przyjemnością,
posługując się metaforą ogrodu: „Przyjemność ma się do
szczęścia tak, jak drzewo do ogrodu: nie ma ogrodu bez drzew, ale
drzewa, nawet w wielkiej ilości, nie stanowią jeszcze ogrodu. W
ogrodzie potrzebne są nie tylko drzewa, ale także trawniki bez
drzew – tak też w szczęśliwym życiu bywają nie tylko
przyjemności, ale także przerwy w przyjemnościach”. Cierpienie
niekoniecznie więc stanowi
nieprzezwyciężoną przeszkodę
na drodze do szczęścia: ktoś może zastanowić się nad swym
życiem i uznać, że jest ono szczęśliwe, że spełniło jego
oczekiwania, a przecież samo oczekiwanie bywało
czasami trudne do zniesienia, podobnie jak wysiłek w dążeniu do
celu oraz napotkane przeszkody. Przykre doświadczenia odbierane są
inaczej, gdy oczekiwania już się spełnią, a z perspektywy czasu
czynią odczucie tego spełnienia nawet intensywniejszym - zwycięstwo
cieszy najbardziej, jeśli następuje po długiej walce. Podobnie z
jedzeniem smacznego posiłku: doznanie jest przyjemniejsze, jeśli
poprzedzał je głód. Gdy jednak trudności wyraźnie już przeważą,
jak nigdy dotąd znaczenia nabiera duchowe wnętrze człowieka. Są
chwile, gdy czujemy, że naprawdę zostaliśmy sami ze sobą i wtedy
przestaje mieć sens ciągłe szukanie oparcia w innych, a
najważniejsze staje się to, czym sami się uczyniliśmy, jakie
dobra zgromadziliśmy w swojej duszy, czym zapełniliśmy swój
wewnętrzny skarbiec, z którego teraz przyszło czerpać w
poszukiwaniu rady i pociechy, aby mądrze i godnie zmierzyć się z
przeciwnościami. To tutaj zapali się dla naszych oczu drobna, ale
kojąca świeczka pocieszenia, gdy życie otoczy nas smolistą
ciemnością.
William McDougall (1871-1938) |
A teraz spójrzmy na żywoty
mistyków, na twórców wielkich religii i innych przyjaciół
ludzkości: losy ich poświadczają, że wbrew pozorom, szczęśliwym
można się czuć nawet pomimo cierpień, biedy i niezrozumienia ze
strony innych, o ile dostrzegamy pod naszymi doświadczeniami warstwę
transcendentną, poza-doczesną. Oparcie życia na duchowości to
rezygnacja ze ślizgania się po powierzchni życia i obranie
kierunku w głąb siebie - dosypywanie każdego dnia kilku monet
mądrości do duchowej kiesy i takie wykorzystywanie upływającego
czasu, by każdego wieczoru móc szczerze przyznać przed sobą, że
dziś staliśmy się już trochę lepsi niż byliśmy poprzedniego
dnia. Nie oznacza to automatycznie akcesu do tego czy innego Kościoła
i oddania rozumu na łaskę tej czy innej doktryny (aczkolwiek nie
można zaprzeczyć, że wielu osobom instytucjonalna religia pomaga
powrócić na właściwą ścieżkę). Kto ciągle odwraca się od
życia, ten napotkawszy poważniejszą przeszkodę łatwo może
zostać porwany przez jego nurt; ci zaś, którzy zawczasu
zatroszczyli się nie tylko o ciało, ale i o ducha, w chwilach próby
będą jak skała, o którą rozbija się wzburzona fala, jeżeli
znajdą w sobie pokaźne pokłady silnej woli; a nawet jeśli tyle jej
nie znajdą, i tak będą jak roślina, która na powierzchni
miotana jest wichrem i ugina się pod naciskiem kolejnych podmuchów,
ale pod spodem trzyma się mocno swego podłoża, dzięki czemu
przetrwa najgorszy tajfun. Wysiłek i trud uszlachetniają duszę
człowieka, jeśli tylko zawczasu podjął przygotowania –
najlepsze charaktery kształtują się wszakże w zmaganiach z
przeciwnościami losu. Pogląd ten łączy ludzi o różnych
przekonaniach i podziały religijne nie mają tu większego
znaczenia.
Mądrość urządzenia świata,
który w doświadczeniu człowieka rozbija się na dobro i zło,
przyjemności i przykrości, światło i ciemność, ujawnia się
bezpośrednio w oddziaływaniu na nasze wnętrze: prawdziwe piękno
doceniamy w kontakcie z brzydotą; zdrowie i możliwości, które ono
daje doceniamy najintensywniej w chorobie; dobru nie nadalibyśmy
takiej wartości, gdyby nie obecność zła, a najwyższe przymioty
miłosierdzia i altruizmu pozostawałaby abstrakcją, gdybyśmy nie
mogli sprawdzić ich w praktyce. Oddzielając prostą, powierzchowną
i krótkotrwałą przyjemność od głębszego, trwalszego i
wymagającego refleksji zadowolenia, odkrywamy w sobie metodę, która
pozwoli odnaleźć rzeczy prawdziwie wartościowe i nauczy, jak się
nimi cieszyć. Dlatego dobrze jest zatrzymać się czasami w życiowym
pędzie i zastanowić nad sobą, swoim miejscem w świecie i pośród
ludzi, by nie powiedzieć za kilka lat: „Jakże szczęśliwy byłem
wtedy i jak mało to sobie uświadamiałem”.
Literatura: W.
Tatarkiewicz, O szczęściu, Warszawa 1985
ZOBACZ TEŻ:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz