Chciałbym się dzisiaj podzielić z wami pięknym tekstem odnalezionym w przedwojennym czasopiśmie poświęconym rozwojowi duchowemu.
Do
najpoważniejszych zdobyczy w dziedzinie duchowej należy opanowanie umysłu.
Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, że ich umysł podobny jest do chybotliwego
płomienia na wietrze. To wybiega ku górze, to kłoni się w lewo lub w prawo, to
wreszcie pełza po ziemi... Jeden z filozofów mówi: „Umysły wielu z nas podobne
są do zwierzyńca, pełnego zwierząt dzikich, z których każde własnymi tylko
kieruje się skłonnościami. W rzeczy samej, przechowujemy w sobie pełen zwierzyniec!
Siedzą w nas i tygrys i małpa i paw i osioł i baran i hiena, i
pozwalamy im wszystkim rządzić sobą...“ Drastyczne te słowa znaczą, że w życiu
codziennym coraz to inne podniety wytrącają nas z równowagi. Nienawiść,
zazdrość, próżność, upór, zmysłowość, niecierpliwość i egoizm rządzą nam
i niepodzielnie, nie pozwalając wznieść się wyżej ku abstrakcyjnym ideałom, które
nadają życiu wartość i wyższy cel. W sumie, daje to uczucie wyczerpania i
znużenia, bowiem zasoby energii duchowej roztrwaniamy na zbędne emocje. Że są zbędne —
oceniamy to często sami po kilku godzinach, lub — stosownie do nasilenia
wzruszeń — po kilku dniach... „Niepotrzebnie się uniosłem” albo: „Co mnie to wreszcie obchodzi?” lub: „nie było to znów takie straszne“. Oto refleksje,
które po jakimś czasie wracają do nas, oskarżając o brak równowagi i opanowania umysłu. Opanowanie
umysłu jest może dla wielu, zwłaszcza nerwowych ludzi, sprawą trudną, ale
od czego posiadamy wolę?
Słusznie Buxton
powiedział, że „żadne talenty, okoliczności, powodzenia nie uczynią z istoty
dwunożnej człowieka, jeżeli nie
posiada on woli!“.
Wola — to ów wódz naczelny, który
wszelkim impulsom udziela głosu i wydaje odpowiednie rozkazy. Jeżeli rozejrzymy
się dokoła siebie, stwierdzimy z zupełną wyrazistością,
że całą różnicę między ludźmi wybitnymi i zwykłymi, szczęśliwymi i „pechowcami“
stanowi stopień energii, stanowczości i woli.
Przyjmujemy, że
każdy z nas, który wybrał już dla siebie wyższy typ życia — ową wolę rozwinął należycie; zastanowimy się tylko nad tym, ku czemu skierowywać jej
wysiłek w ciągu codziennych godzin pracy, wypoczynku i rozrywki.
Przede wszystkim
czuwać musimy nad zachowaniem spokoju, czyli równowagi umysłowej. Umysł podobny
jest do gładkiej powierzchni wody: w stanie spokoju, gdy nic nie mąci jego
powierzchni, odbija w sobie wszystko z wiernością i dokładnością zwierciadła.
Zdrowe, logiczne wnioski są wówczas naturalnym następstwem takiego stanu ducha.
Wystarczy jednak drobiazg: jeden podmuch wiatru, jedna kruszyna piasku rzucona
w głąb wody, a cała jej powierzchnia rozfalowuje się, tworzy koła i zmarszczki,
które wydłużają niepomiernie odbijane obrazy, tworząc z nich istne
karykatury... To samo czyni wzburzony umysł: wszystkie zjawiska i fakty ukazują
mu się tak inne i zniekształcone, że o zdrowych wnioskach nie może już być
mowy! Jakże więc
przedstawiać się musi życie człowieka, który jest stale podniecony, niespokojny,
stałe „zdenerwowany”? Nie pytajmy lepiej... Jest on przedmiotem cierpienia dla
siebie, a śmieszności lub politowania dla drugich... A przecież walka
z tym „zdenerwowaniem” jest dla każdego możliwa, a zwycięstwo — po dłuższych
lub krótszych wysiłkach — pewne.
Najczęstszym wyrazem podnieconego
umysłu, jest gniew. Dlaczego ludzie unoszący się łatwo, nie zdają sobie sprawy,
że gniewem nigdy niczego osiągnąć nie można, że jest to jedynie niepotrzebna u
trata energii? Z drugiej strony, czy nie zauważyliśmy, że ludzie silni rzadko kiedy tracą swą równowagę?
(Dlatego też prawdopodobnie są silni, że nie trwonią tej duchowej energii, którą
każdy z nas zasadniczo posiada). Pierwszym też krokiem do zupełnego opanowania
siebie winno być czuwanie nad „wybuchami zdenerwowania“.
Łagodność, spokój, dobry humor, oto
przeciwwaga. Należy zmuszać się do uśmiechu, do dobroci, a z wolna to, co
czyniliśmy z wysiłkiem, stanie się nawykiem i sposobem codziennego obcowania z
ludźmi. Gdy jednak — mimo wszystko — ulegniemy
„atakowi“ silnego gniewu lub zdenerwowania, po odpłynięciu tej zabójczej fali,
starajmy się wynagrodzić cierpienie, a może krzywdę, jaką sprawiliśmy komuś tym
brakiem samoopanowania. To nas na przyszłość uchroni
przed zbyt nieoględnym zadawaniem bólu!
A jako cel wewnętrznej
pracy nad sobą utrwalmy w duszy słowa Herberta Spencera: „Zdolność
samokontroli jest jednym z najwyższych przymiotów człowieka idealnego. Nie
ulegać wszelkim bez wyboru porywom, nie rzucać się to w tę, to w tam tą stronę
na każde pożądanie, lecz miarkować się, zachować równowagę, rządzić
się uczuciami wybranymi świadomie spośród
ich zespołu — oto do czego dąży wychowanie moralne”.
Źródło: „Lotos” 1939, nr 2, s. 63-64.
Zobacz też:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz