Spirytyzmowi przyświeca ideał
doskonalenia ludzkości, które winno wyrażać się w postępie moralnym i
intelektualnym. Nie da się jednak osiągnąć tego celu, jeśli nie zaczniemy
wprowadzać zmian od siebie. Ale i to jest trudne, albo zgoła niemożliwe,
jeśli wpierw nie podejmiemy trudu POZNANIA samego siebie.
Zadajmy sobie parę pytań:
- Czy nie idziemy przez życie po
omacku?
- Czy znamy cele naszego życia?
- Jeśli nie szukamy ich w zewnętrznych autorytetach, to czy
przynajmniej nie próbujemy nadać ich sobie sami?
Francuski spirytysta Leon Denis
napisał kiedyś: „Nie znając swego przeznaczenia, krążąc między przesądem a
błędem, człowiek przeklina życie. Uginając się pod brzemieniem zrzuca na
bliźnich przyczynę doznawanych nieszczęść, klęsk, które przeżywa, a które
często sprowadza jego własna nieostrożność. Buntując się przeciw Bogu, oskarża
go o niesprawiedliwość, w szaleństwie i rozpaczy ucieka nieraz z placu walki
zbawczej, która jako jedyna mogła wzmocnić jego duszę, rozjaśnić sąd i
przygotować go do prac wyższego rzędu” (L. Denis, Po co żyjemy?, Warszawa 2011).
Żyjemy w świecie, który stale
odczuwa dominację materii. Ta ogranicza nasze zdolności, hamuje dążenia do
ideału oraz porywy ku dobru. Dlatego, aby zrozumieć rację życia i dojrzeć prawo
kierujące rozwojem duszy, musimy wznieść się ponad drobiazgi istnienia, wyrwać
umysł z toku rzeczy materialnych i przemijających, które zaciemniają nasz osąd.
„Wysiłkiem woli opuśćmy na chwilę Ziemię, wedrzyjmy się na te potężne wyżyny.
Ze szczytu ich ujrzymy roztaczającą się przed nami nieogarnioną panoramę wieków
bez liczby i przestrzeni, bez granic. Żołnierz zagubiony w tłumie widzi tylko
zamęt dokoła siebie, ale generał dostrzega wszystkie szczegóły bitwy, oblicza i
przewiduje rezultaty; podróżnik zbłąkany w zakątkach terenu nie dostrzega
właściwego kierunku, lecz wszedłszy na górę, orientuje się w całokształcie
okolicy – tak samo dusza ludzka z tych szczytów dokąd się wzbiła z dala od
ziemskiej wrzawy i ciemnych nizin, odnajduje harmonię powszechną. Co z dołu wyglądało
sprzecznie, niezrozumiale, niesprawiedliwie, widziane z góry rozjaśnia się i
wiąże w całość; prostują się zakręty drogi, uwydatnia jednolitość, przed
olśnionym duchem ukazuje sie majestatyczny ład rządzący biegiem istnień i
pochodem światów” (L. Denis, Po co
żyjemy?, Warszawa 2011, s. 25).
Przyjrzymy się życiu z bliska,
takiemu jakie jest. Jeśli będziemy świadomi, dojrzyjmy iluzje oraz rzeczy, którym
nadajemy dużą wartość, a które w rzeczywistości nie mają znaczenia. Może
wtedy przestaną targać nami złe emocje i sami chwycimy za ster naszego życia.
Bardzo dobrze, bardzo dobrze
A teraz coś z innej beczki.
Inspirująca historia, którą znalazłem w pięknej książce Anthony’ego de Mello,
pt. Śpiew Ptaka:
W pewnej wiosce rybackiej panna miała
dziecko.
Zmuszona biciem wyjawiła wreszcie, kto jest
ojcem dziecka: mistrz zen,
który całymi dniami medytował w świątyni w
pobliżu wioski.
Rodzice dziewczyny i liczne grono wieśniaków
poszli do świątyni,
przerwali brutalnie rozmyślanie mistrza,
wyzwali go od obłudników i powiedzieli,
że ponieważ jest ojcem dziecka, powinien
wziąć na siebie odpowiedzialność
za jego utrzymanie i wychowanie. Mistrz
rzekł tylko:
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze ...
Kiedy sobie poszli, podniósł z ziemi dziecko
i wszedł w finansowe porozumienie
z pewną kobietą we wsi, aby się dzieckiem
zaopiekowała, ubierała je i karmiła.
Reputacja mistrza spadła do zera. Już nikt
nie przychodził do niego po jakąkolwiek naukę.
W rok po zaistnieniu tej sytuacji
dziewczyna, która urodziła dziecko,
nie mogła znieść jej dłużej i wreszcie
wyznała, że powiedziała nieprawdę.
Ojcem dziecka był chłopak z sąsiedniego
domu.
Rodzice dziewczyny i wszyscy mieszkańcy wsi
zawstydzili się.
Upadli do nóg mistrza i poprosili go o
przebaczenie oraz by oddał dziecko.
Tak też mistrz uczynił. A wszystko, co
powiedział, to było:
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz