środa, 19 lipca 2017

Niesamowite pszczoły (duch w przyrodzie?) - cz. 1.

Zimą dni są krótkie, a przyroda wydaje się uśpiona. Może popijamy wtedy herbatę z miodem, ale czy zastanawiamy się, co robią istoty, którym ten ostatni zawdzięczamy? Czy poginęły z pierwszym przymrozkiem, jak wiele innych owadów? Otóż nie. W przeciwieństwie do swoich krewniaków trzmieli oraz os, społeczności pszczół nie rozpadają się wraz z nadejściem jesieni. Poza ulem zimno, ale one - skupione w ciepłym kłębie wokół matki - biją skrzydełkami i posilają się zmagazynowanym zawczasu miodem; a kiedy wiosną otworzą się kielichy kwiatów, nad ziemią ponownie słychać będzie brzęczenie błoniastych skrzydełek zbieraczek. Pszczoły wykonują tak wiele złożonych czynności, organizują życie społeczne z tak niezrównaną precyzją, że nie powinno nas dziwić, iż uczeni i filozofowie poddawali je obserwacji i nierzadko wyprowadzali stąd metafizyczne wnioski.

Nieco historii

Pojawiły się na świecie około 140 milionów lat temu razem z pierwszymi roślinami owadopylnymi. Najstarsze zachowane bursztyny z zatopionymi pszczołami mają 96 mln lat, a więc pochodzą z czasów, gdy po świecie stąpały dinozaury, na długo przed wyewoluowaniem gatunku ludzkiego. Początkowo człowiek w kontakcie z nimi ograniczał się do rabowania miodu, ale z czasem zauważył, że roje osiadają w starych koszach i to zainspirowało go do budowy pierwszych, prymitywnych uli: w Egipcie były to garnki, w Europie kosze słomiane, w Indiach sklecone kije bambusowe. W antyku panowały zupełnie fantastyczne poglądy na pochodzenie pszczół. W Egipcie wierzono, że rodzą się samoistnie z padliny zwierząt. Innych mierziła ta idea, dlatego skłaniali się ku poetyckiej wizji owadów zabierających zarodki swych sióstr z kwiatów i znoszących je w koszyczkach do ula. Wśród antycznych społeczeństw największą wiedzę o tych stworzeniach zgromadzili Grecy. Nazywali je córkami Arysteusza – boga opiekującego się rolnikami i hodowcami zwierząt, syna Apollona. O pszczołach pisał Arystoteles w swojej Historii naturalnej zwierząt, a Arystomachus ich badaniom poświęcił aż 58 lat! Rzymianie korzystali z doświadczenia Greków, ale wraz z upadkiem Rzymu w V w. n.e. przepadło też wiele cennej wiedzy.


Jan Swammerdam (1637-1680)

Trzeba było czekać aż do XVII wieku, by holenderski naukowiec Jan Swammerdam (1637-1680) użył mikroskopu i ostatecznie potwierdził, że pszczoły znajdują się pod władzą samicy - królowej. Wprawdzie już w starożytności wiedział o tym Ksenofont, ale fakt ten zapomniano i przez stulecia powtarzano za Arystotelesem absurdalny pogląd, jakoby ulem władał basileus – król (Pliniusz na jego głowie dopatrywał się nawet korony!).

W późniejszych wiekach coraz więcej przyrodników systematycznie obserwowało pszczoły, a siłę tej pasji najdobitniej pokazuje pochodzący z Genewy Franciszek Huber (1750-1831), autor Nowych obserwacji na temat pszczół. Ten cierpliwy i wytrwały badacz był niewidomy od dzieciństwa, ale pomagał mu przyjaciel nazwiskiem Burnens. Znany literat, a także wielki miłośnik pszczół, Maurice Maeterlinck (1862-1949) bardzo poetycko podsumował pracę tej dwójki: „W rocznikach cierpień i zwycięstw ludzkich nie ma może przypadku bardziej wzruszającego i dającego więcej otuchy […]. Jeden nie dostrzegał innego światła nad jasnotę ducha, drugi korzystając ze światła realnego kierował rękami i myślą tamtego, który – jak powiadają – nie widział nigdy plastra miodu”. Jednakże tytuł Ojca Współczesnego Pszczelarstwa nie przypadł Holendrowi ani Szwajcarowi, lecz Polakowi ze Śląska – ks. Janowi Dzierżonowi (1811-1906), odkrywcy dzieworództwa u matki pszczelej (niezapłodniona składa jajka, z których powstają trutnie) i twórcy ula w ruchomych ramkach.

Pracowite życie

Ul zamieszkuje kilkadziesiąt tysięcy pszczół. Zdecydowanie dominują w nim robotnice, natomiast trutnie stanowią zwykle nie więcej niż 5% mieszkańców i przebywają w nim czasowo. Wszystkie te istoty są dziećmi jednej matki. Gdybyśmy mogli zmniejszyć się do rozmiaru pszczoły i stanąć u wejścia do ula, naraz natrafilibyśmy na przeszkodę, ponieważ pilnuje go grupka strażniczek. Stoją lub spacerują po mostku, kontrolują wchodzących i wychodzących, odpędzają napastników i ciekawskich. Tymczasem pszczoła zbieraczka pobiera nieco miodu z komórki magazynowej (co daje jej siłę do lotu), przechodzi między ruchliwymi ciałami swych towarzyszek i wylatuje na zewnątrz na poszukiwanie pożytku. Budowa jej pokrytego włoskami ciała została przystosowana do wykonywanych zadań: zaopatrzona jest w specjalny aparat do czyszczenia czułków, a na odnóżach posiada koszyczek do gromadzenia pyłku. Po pewnym czasie zbieraczka powraca, a strażniczki dokładnie sprawdzają ją czułkami. Rozpoznana po znajomym zapachu, może wejść do środka. Zimą, gdy nie szuka się pyłku i nektaru w polu, robotnica żyje kilka miesięcy, ale wiosną i latem życie zbieraczki trwa zaledwie 35 dni i upływa na ciągłej pracy (w przeciwieństwie do leniwych trutni i matki, która dożywa 4-5 lat).
 
Mieszkańcy ula. Od lewej: robotnica, matka, truteń


Obok zbieraczek i strażniczek, w ulu obecne są także wentylatorki chroniące go biciem skrzydełek przed przegrzaniem lub zimnem; nieocenioną rolę odgrywają też woszczarki i murarki wznoszące plastry - ich praca jest prawdziwym wzorem ładu i precyzji, a możliwa jest m.in. dzięki twardym żuwaczkom, wykorzystywanym przez pszczołę jak dłuto i nożyce. W naturalnych warunkach robotnice wznoszą kilka – kilkanaście pionowych plastrów, a każdy składa się z dwóch warstw regularnych, sześciokątnych komórek zwróconych do siebie podstawą. Prace budowlane odbywają się w zupełnych ciemnościach, a wykorzystywanym surowcem są grudki wosku uformowane z łuseczek wytwarzanych przez specjalne gruczoły. Po skończonej budowie plastry dzieli odległość umożliwiająca swobodne mijanie się robotnic, a uliczki i przejścia zapewniają sprawną komunikację i odpowiedni obieg powietrza.

Wielkość komórek pszczelich zależy od ich przeznaczenia: znajdziemy więc w ulu duże i wyjątkowe (bo okrągłe) pomieszczenia królewskie - tzw. mateczniki, wydłużone komórki dla trutni i oczywiście mniejsze komórki robocze, zajmujące 4/5 powierzchni gniazda. Obok komórek przeznaczonych do rozwoju czerwia (larw i poczwarek), bardzo pokaźną powierzchnię plastrów pokrywają komórki magazynowe. Będąc pod wrażeniem doskonałości komórki pszczelej (sześciobocznego graniastosłupa), żyjący w XVIII stuleciu fizyk i pionier entomologii René Réaumur (1683-1757) zaproponował, aby wziąć ją za stałą jednostkę dla dziesiętnego systemu miar. Pomysł wprawdzie nie przyjął się, ale nie zmienia to faktu, że taki kształt jest rozwiązaniem najdoskonalszym, gdyż jakakolwiek inna forma nie pozwalałaby pszczołom zaoszczędzić tak wiele przestrzeni i surowca przy tak dużej przestrzeni magazynowej.

Budowa plastrów jest złożonym procesem, ale wiele wysiłku wymaga też gromadzenie zapasów. Pszczoły dbają, by trafiając do komórek miód był dojrzały i nie nazbyt wodnisty. „Furtianki” zasklepiają wieczka tych pomieszczeń czystym woskiem, tworząc szczelną powłokę, która nie pozwala ulec zepsuciu zawartości. Inaczej pracują pszczoły zaszywające komórki z rozwijającym się czerwiem – tu wieczka składają są z porowatej mieszanki wosku i pyłku, przepuszczającej świeże powietrze.

W rodzinie pszczelej nie zabrakło również ,,zamiataczek” oraz robotnic usuwających z ula zwłoki i inne nieczystości. Cóż jednak stanie się, gdy do środka wkradnie się większy szkodnik (np. mysz) i zginie zażądlony, a jego rozmiar nie pozwala wypchnąć go na zewnątrz? Nieraz zdarza się, że robotnice budują szczelny sarkofag z kitu, a wewnątrz znajdują się zwłoki intruza. Kształt ten przypomina narośl i chroni ul przed zanieczyszczeniem i brzydkim zapachem.

Badacze zauważyli, że funkcje pełnione przez robotnicę zależą od jej wieku: młodziutka pszczoła rozpoczyna pracę od czyszczenia komórek, a później opiekuje się larwami; następnymi etapami są kolejno: budowa plastrów, odbieranie nektaru i gromadzenie pożytku. Dopiero w dalszej kolejności pszczoła obejmuje stanowisko na warcie. Ostatnim etapem jej życia jest zbieranie nektaru, pyłku i spadzi. Jasno połyskujące skrzydełka zbieraczki trzepocą energicznie ok. 190 razy na sekundę, ale czas biegnie nieubłaganie – skrzydełka stopniowo nabierają poblasku tęczowego od słońca, wystrzępiają się i starsza pszczoła z coraz większym trudem leci do kwiatów. Zdarza się, że w drodze powrotnej nie może już donieść łupu. Możemy wtedy ujrzeć ją biegającą po ziemi, zdezorientowaną i pełną niepokoju. Dla pszczelego miasta lepiej jest, gdy umiera samotnie.

Matka i trutnie

Między pszczołami wędrującymi po plastrze rzucają się w oczy osobniki wyraźnie większe, nieco ociężałe, mające duże oczy i gruby, kusy odwłok wystający poza linie skrzydełek. Są to trutnie - jedyne samce w ulu. Pojawiają się wiosną. Krótki języczek i brak odpowiednich przystosowań organizmu nie pozwala im pracować jako zbieracze, nie nadają się też do wypacania wosku ani do prac budowlanych. Właściwie jedynym ich zajęciem jest konsumpcja miodu, a zjadają go trzy razy więcej niż robotnice. Dwa czynniki żądzą egzystencją trutnia: głód i popęd płciowy. Kiedy jest ciepło i świeci słońce, unoszą się grupkami niedaleko ula, w którym mieszka młoda matka. Gdy pewnego dnia matka wylatuje na zewnątrz, żeby odbyć tzw. „lot weselny”, trutnie zauważają to i podążają za nią, unosząc się wysoko w powietrzu. Tam dochodzi do spotkania z jednym z nich. Wybraniec ginie w trakcie kopulacji, a zapłodniona matka powraca do ula i przystępuje do składania jajek.

Gdy lato się kończy, kres przychodzi także na beztroskie, żarłoczne trutnie. Robotnice przestają je karmić, wartownice nie wpuszczają już do ula. Wrogość wzrasta z każdym dniem, mimo że jeszcze niedawno samce bezpiecznie przechadzały się po plastrach. W końcu robotnice wypędzają osłabione z głodu trutnie, te zaś nie mają siły ani nawet możliwości (brak żądła), by się bronić. Wyrzutkowie giną na zewnątrz z zimna i głodu.

 
Matka pszczół wśród robotnic

Tymczasem matka aż do pierwszych przymrozków składa jajka. Poznać ją można po bardzo długim odwłoku. Wędruje powoli po plastrze, wynajduje puste komórki i wypełnia je jajkami. Jest nieustannie karmiona i głaskana przez usługujące jej pszczoły i jako jedyna mieszkanka ula może oddawać kał na plastrze (zjadany przez robotnice); kiedy zaś składa jajko, otacza ją pierścień pszczół, które nigdy nie odwracają się do niej tyłem i ustępują jej z drogi. Dawniej obserwatorom skłonnym do antropomorfizacji przyrody, zjawisko to przywodziło na myśl ceremoniał dworski i dopatrywali się w nim ogromnego szacunku pszczół do swojej królowej. Dziś wiemy, że całkowite oddanie „dwórek” służy po prostu dbałości o „produktywność” matki, niemniej zdolność do poświęcania się dla jej dobra ciągle zdumiewa. Przekonał się o tym Maeterlinck, który czasami sprowadzał matki rasy włoskiej, aby zwiększyć efektywność pracy w pasiece. Oto, co zauważył: „Przesyłki idą zawsze w małych pudełeczkach posiadających otworki. Wkładają w nie trochę żywności i umieszczają w środku królową oraz pewną liczbę robotnic […] dla opiekowania się nią i żywienia w czasie podróży. […] Bardzo często po nadejściu przesyłki większość pszczół była martwa. Razu jednego wszystkie nawet zginęły z głodu, ale i w tym wypadku królowa doszła żywa i silna, gdyż ostatnia z robotnic jeszcze przed samą śmiercią nakarmiła ją ostatnią kroplą miodu, przechowywaną w woreczku pod żołądkiem”. 


Zobacz:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz