poniedziałek, 1 października 2012

Piekielne historie (część I)

Najcieplejsze dni za nami i w tym roku nie będzie już piekielnie gorąco, ale jakoś naszło mnie, aby poruszyć dziś problem piekła. Być może dlatego, że jestem po lekturze książki Kościół jest jeden ks. W. Hryniewicza, którego bardzo cenię jako teologa, choć naturalnie będąc spirytystą na wiele spraw spoglądam inaczej (jeśli idzie o katolickich duchownych, bardzo polecam również książki Anthony'ego de Mello).
Ale do rzeczy.
Czasy się zmieniają, ale pewne rzeczy wydają się pozostawać takie jak dawniej. Wprawdzie babcie nie straszą już wnucząt babami jagami, złymi czarnoksiężnikami i potworem spod łóżka, ale wiara w diabły, demony i piekło trzyma się jeszcze mocno. Mimo że minęły wieki od czasów mroków średniowiecza, oficjalne stanowisko Kościoła Katolickiego w sprawie wiecznego potępienia wydaje się nieprzejednane (choć niektórzy teologowie skutecznie się z tego wyłamują, za co we własnym środowisku ciska się na nich gromy). Niemniej Katechizm Kościoła Katolickiego podaje wyraźnie:

Nauczanie Kościoła stwierdza istnienie piekła i jego wieczność. Dusze tych, którzy umierają w stanie grzechu śmiertelnego, bezpośrednio po śmierci idą do piekła, gdzie cierpią męki, "ogień wieczny" (Por. Symbol Quicumque: DS 76; Synod Konstantynopolitański: DS 409. 411; Sobór Laterański IV: DS 801; Sobór Lyoński II: DS 858; Benedykt XII, konst. Benedictus Deus: DS 1002; Sobór Florencki (1442): DS 1351; Sobór Trydencki: DS 1575; Paweł VI, Wyznanie wiary Ludu Bożego, 12). Zasadnicza kara piekła polega na wiecznym oddzieleniu od Boga; wyłącznie w Bogu człowiek może mieć życie i szczęście, dla których został stworzony i których pragnie[1].


Dlaczego poruszam ten problem?
 
Uważam, że wiara w wieczne potępienie przynosi szkody osobom wierzącym w Boga, a dla ateistów jest przedmiotem kpin. Poza tym pomysł, że moglibyśmy być skazani na wieczne męki za grzechy popełnione w ciągu ok. 70-80 lat życia (zakładając, że trzymamy zdrową dietę, nie pijemy zbyt dużo i uważamy na przejściu dla pieszych), godzi w ideę sprawiedliwego i miłosiernego Boga. Bo cóż by się stało, gdyby św. Paweł wpadł pod wóz przed swoim nawróceniem i zginął pod końskim kopytem? Jego dusza poszłaby w ogień. Ale Bóg w swojej łaskawości pozwolił mu się nawrócić. A co z miliardem Hindusów, którzy nie kwapią się wcale do przyjęcia objawienia serwowanego przez chrześcijaństwo? Ci ludzie doskonale wiedzą, że taka religia jak chrześcijaństwo istnieje, a jednak świadomie odrzucają zbawienie.
Wniosek jest prosty: gdyby idea wiecznych mąk miała jakąkolwiek rację bytu, wynikałoby z niej, że skoro jedni mają dużo czasu na nawrócenie, a inni nie - to ci pierwsi są uprzywilejowani, a drudzy powinni raczej wykupić karnet na solarium, aby przyzwyczaić się do opalania.

Spirytyzm nie jest ograniczony żadnymi koncepcjami teologicznymi, ponieważ opiera się na bazie przekazów otrzymywanych na spotkaniach mediumicznych, ALE spirytyści nie powinni ignorować poglądów (czy przesądów), które są niebezpieczne i powodują, że ludzie wierzący żyją w strachu, a innych skłaniają do zupełnej niewiary. Ten problem dostrzegają sami duchowni katoliccy: „Oficjalna doktryna chrześcijańska odrzuca eschatologiczną wizję powszechnego pojednania – pisze ks. W. Hryniewicz - W ten sposób oddala się od nowotestamentowej wizji Boga jako zwycięskiej miłości. Teologia miłosierdzia i pojednania przekształcona została w teologię strachu. Same dzieje pokazały, jakie owoce przyniosła ta alternatywa. Kultywowanie strachu rodzi gorzkie owoce odstępstwa od wiary w gniewnego Boga. Strach znajduje swój wyraz nie tylko w uciekaniu się do fizycznej przemocy. Równie niszczycielskie skutki wywiera poprzez presję psychologiczną. Dziedzictwo strachu nie zostało jeszcze przezwyciężone. Lęk, który w przeszłości skłaniał do użycia przemocy czy do prześladowań, nadal zatruwa i paraliżuje życie wielu wierzących. Świadczą o tym niepokoje w rodzinach, gdy ktoś umiera niepojednany z Bogiem lub z oznakami niewiary. Świadczą o tym zmartwienia najbliższych, gdy ktoś odchodzi od wiary lub popełnia samobójstwo. Potrzebne jest takim ludziom życzliwe słowo pocieszenia i dotyczy, które oddać nie potrafi pedagogia strachu, pomnażająca jeszcze bardziej ból oraz poczucie nieszczęścia i tragedii[2].

Wydawałoby się, że wieczne potępienie jest tak nieodłącznie związane z chrześcijaństwem, jak wiara w niekończącą się radość w niebie. Jednak w tym potężnym gmachu budowanym przez wieki na fundamencie Biblii, spekulacji i fantazji teologów, są poważne pęknięcia, które – być może – w przyszłości doprowadzą do podważenia tych koncepcji w łonie samego Kościoła (mam przynajmniej taką nadzieję). Jeśli tak się stanie, otworzy to Kościół na spirytyzm, ponieważ pojawi się wspólna płaszczyzna dialogu.

 
Wypowiedź duchownego, który odrzuca ideę piekła, zwracając jednocześnie uwagę na pozytywne aspekty religii (obok filmu jest opcja włączenia polskich napisów).

Idee alternatywne wobec wizji nieskończonych mąk piekielnych zaznaczyły się już w chrześcijaństwie pierwszych wieków i wypada o nim wspomnieć, chociaż spirytyści zgadzają się tylko z częścią tych poglądów. Przyjrzyjmy się teraz bliżej nauczaniu Orygenesa.

Orygenes

Orygenes (185-254) pochodził z Aleksandrii, a jego rodzice byli chrześcijanami. Był wybitnym teologiem, który łączył znajomość Biblii i greckich traktatów filozoficznych, zwłaszcza Platona, neopitagorejczyków i stoików. Oskarżony o herezję i potępiony przez synod aleksandryjski, został pozbawiony stanowiska naczelnika Szkoły Katechetów i w 232 r. usunięto go z Aleksandrii. Zamieszkał później w Cezarei, gdzie założył szkołę, która wywarła wpływ na innych myślicieli[3].

Na system filozoficzny Orygenesa złożyły się trzy elementy:

1) Bóg i jego objawienie w stworzeniu;

2) upadek stworzenia;

3) powrót przez Chrystusa do stanu pierwotnego.

Jaki jest więc Bóg według Orygenesa? Daleki i abstrakcyjny, niepojęty w swojej istocie, ale zarazem jedyny, niezmienny, nieskończony, niematerialny - w przeciwieństwie do rzeczy doczesnych, które są różnorodne, zmienne, skończone i materialne. Bóg jest dobrocią i miłością. Natomiast Chrystus-Logos jest hipostazą bytu, „drugim Bogiem”, a pierwszym szczeblem w przejściu od Boga do świata, od jedności do mnogości, od doskonałości do niedoskonałości. Wyłonił się z Boga, a z kolei z niego wyłonił się świat. On jest stwórcą świata. Logos to nie tylko stwórca świata, ale też jego zbawca. Orygenes uważał, że świat powstał całkowicie z Boga. Jego najdoskonalszą część stanowią Duchy, ale nawet materia jest Bożym tworem. Zgodnie z myślą grecką, miał to być świat, który został stworzony odwiecznie, a więc nie ma początku, podobnie jak Bóg. Orygenes uzasadniał swój pogląd założeniem, że odkąd istnieje Bóg musiało tez istnieć jego pole działania. Świat jest więc wieczny, ale nie jest wieczna żadna z jego postaci; ten określony świat, w którym żyjemy, kiedyś powstał i kiedyś zginie, ustępując miejsce nowemu. Różni się zaś od wszystkich innych tym, że właśnie w nim Logos stał się człowiekiem[4].

Orygenes sądził, że Duchy zostały stworzone odwiecznie, wraz z materialnym światem, a więc obok faktu, że są nieśmiertelne, mają także preegzystencję. Zostały obdarzone wolnością, z której korzystają dla dobra lub zła. Istnieją duchy niższe i wyższe, dobre oraz złe – jest to skutek ich wolności, a łączy je wspólna natura. Można powiedzieć, że anioły poszły za Bogiem, a ludzie przeciw niemu. Ich upadek stał się przełomem w dziejach świata, bo poniżył duchy, złączywszy je z materią. Orygenes uważał bowiem, że dusza na skutek upadku złączyła się z ciałem. Wierzył przy tym, że moc Boga zdoła przeważyć nad materią i złem i przez Chrystusa-Logosa wszystkie duchy zostaną zbawione. Po odpadnięciu od Boga nastąpi drugi okres dziejów świata – nawrócenie. Zło bowiem jest ostatecznie tylko negatywne, jest odwróceniem od Boga, od doskonałości i pełni bytu; aby je usunąć, trzeba nawrócić Duchy do Boga. Osiągnięcie tego celu umożliwia poznanie, a to upatrywał Orygenes w nauce chrześcijańskiej. Uważał, że końcem dziejów będzie apokatastaza – powrót wszechrzeczy do pierwotnego źródła, do Boga[5].

System Orygenesa dawał nadzieję i tchnął optymizmem, ale został potępiony przez Kościół. Cytowany wyżej Hryniewicz dostrzega negatywne skutki tego postępowania: „Potępienie idei apokatastazy w VI w. wywarło negatywny wpływ na sposób interpretacji eschatologicznych tekstów Nowego Testamentu. Zaczęto je interpretować w świetle oficjalnej doktryny Kościelnej, w kategoriach określonego systemu teologii. Interpretacja łatwo zostaje wówczas zniekształcona przez dominujący system teologiczny[6]. Skutki były zatrważające i ujawniły się w pełni w ciągu całej, kryminalnej historii Kościoła. „Przerażeniem napełniają mnie wyroki – kontynuuje Hryniewicz – którymi tak szczodrze serwowała teologia minionych wieków, skazując na potępienie, zdecydowaną większość ludzi, wyznawców innych religii, heretyków, schizmatyków, niewierzących i pogan[7].

Przykładem szkodliwości koncepcji wiecznych kar jest pogląd wyznawany przed wiekami, jakoby heretycy byli niebezpieczniejsi od „najgorszej zarazy”, gdyż zarażają trucizną to, co człowiek ma najcenniejszego – duszę. Dlatego należy ich usuwać ze społeczeństwa wszelkimi sposobami, a gdy zaistnieje konieczność nawet zabijać. Takie przerażające i napełniające trwogą współczesnego człowieka oświadczenie, znajdziemy nawet u Św. Tomasza z Akwinu: „Jeśli fałszerzy pieniędzy i innych złoczyńców karzą słusznie władcy świeccy natychmiast śmiercią, to o wiele bardziej można heretyków, zaraz, jak tylko im się dowiedzieć herezji, nie tylko wykluczać ze społeczności, ale i sprawiedliwie zabijać[8]

Na tym na razie poprzestanę, i tak nikomu nie chce się czytać zbyt długich tekstów ;). W następnych notkach postaram się przedstawić możliwie najpełniej stanowisko spirytystów wobec zagadnienia wiecznego potępienia, uwzględniając to, co na ten temat mówią sami zmarli, którzy za życia dopuszczali się złych uczynków.



zobacz też notkę o reinkarnacjihttp://spirytysta.blogspot.com/2012/09/od-zycia-do-zycia-kilka-sow-o.html

[1] Katechizm Kościoła Katolickiego (1035)
[2] W. Hryniewicz, Teolog na drodze nadziei, [w:] Drogi chrześcijaństwa, Warszawa 2008, s. 46.
[3] W. Tatarkiewicz, Historia filozofii, t. 1, Warszawa 1993
[4] Ibidem
[5] Ibidem
[6] W. Hryniewicz, Teolog na drodze nadziei, [w:] Drogi chrześcijaństwa, Warszawa 2008, s. 47.
[7] W. Hryniewicz, Teolog na drodze nadziei, [w:] Drogi chrześcijaństwa, Warszawa 2008, s. 47.
[8] Summa theol., 2, 2. XI, Art. III



5 komentarzy:

  1. hinduiści też wierzą w piekło

    bez piekła nie ma kościoła
    bo poco miałby przychodzić Jezus do czego grzechu jakiego ,jak nie ma demonów

    reinkarnacja to mit wymyślony przez demony

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie zrozumiem ludzi tkwiących przy instytucji religijnej, z której założeniami się nie zgadzają. I oczekujących, że owa instytucja nagnie się do ich poglądów. Nie zgadzamy się z poglądami kościoła? Dokonujemy aktu apostazji i zaczynamy poszukiwanie sacrum na własną rękę. Czy to naprawdę takie trudne?

    Tkwienie w strukturach instytucji, z której założeniami się nie zgadzamy, jest bardzo paskudną hipokryzją.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wypowiem się za siebie: nie jestem związany instytucjonalnie z Kościołem, nie wchodzę w jego strukturę. ALE mogę oczekiwać, że zmieni poglądy, które uważam za szkodliwe, tak jak wielokrotnie w dziejach już to robił. Co w tym złego? Mam głębokie pragnienie, aby ludzie żyli świadomie, bez strachu i manipulacji - mam prawo domagać się tego od każdego. Jeśli sto lat temu członkowie niektórych kościołów twierdzili, że kobiety nie mają prawa do środków uśmierzających ból przy porodzie, ponieważ sam Bóg powiedział w Księdze Rodzaju, że kobieta w bólach będzie rodzić dzieci, to zmienili te poglądy tylko dlatego, że ktoś miał odwagę to skrytykować. Nawet jeśli krytyka przychodzi z zewnątrz, może być bodźcem do naprawy. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podobnie było z wieloma innymi sprawami - stosunkiem do herezji, kremacji zwłok, z odkryciami astronomicznymi. Zawsze czynnikiem zmian była albo krytyka wewnętrzna (na początku zaciekle tłumiona), albo nacisk zewnętrzny. Wszystkie ludzkie instytucje są omylne. Zadaniem ludzi jest ich naprawa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super blog. Pisze pan (pani? sama nie wiem :) jasno i logicznie. W przeciwieństwie do innych blogerów poruszających te tematy nie jest Pan "z kosmosu" i umie zachowac do tych spraw dystans. na pewno częściej będę tu zaglądać.

    OdpowiedzUsuń